Życie...
Czym ono
właściwie jest?
Odpowiedź na
to pytanie zapewne nigdy nie znajdzie prawdziwej, jedynej definicji.
Próbowałam
przed chwilą je sobie odebrać? Tylko czym właściwie jest moje życie? Pustką
czymś czego nikt nie potrzebuje. Czymś bezwartościowym, czymś co jakiś czas
jest napełnianym nadzieją i miłością. Ale i tak nigdy żadne z nich nie zostaje
tam na długo tylko uwiera, no właśnie uwiera...
Był ciepły, słoneczny dzień. Zaczyna się jak
jakaś komedia romantyczna? On i Ona. Ona i On. Wielka miłość. Chciałabym. Bardzo bym
chciała. Byłam, wtedy na tyle głupia, że postanowiłam iść tą drogą, iść drogą
która nie miała szansy być dobrą drogą.
Ale był na niej on. On czyli ktoś kto
pomógł, nie wróć pomógł raczej sobie. W ten dzień mieliśmy przedyskutować parę
spraw. Spraw, które były dla mnie ważne. Chociaż w sumie co to znaczy ważne?
Nic, kompletnie nic. Siedzieliśmy na ławce, na ławce na której na pewno siadało
już miliony "zakochanych". Patrzył na mnie z tym uśmiechem, który
zawsze przyprawiał mnie o dreszcze. Powiedział...
Słyszę cichy
szelest za drzwiami, odwracam się powoli i widzę Nikolę- młodszą siostrę jedyną
rozumną istotę w tym domu.
- Płakałaś?
- pyta swoim delikatnym głosem i podchodzi do mnie, chwyta za rękę i mocno się
przytula.
- Wiesz
Nikola czasem są takie dni, kiedy człowiek przypomina sobie chwile, które
chciał już dawno zapomnieć - mówię i pustym wzrokiem przypatruję się popielatej
ścianie.
Patrzy na
mnie z lekkim zdziwieniem, ale nic nie mówi, powoli wychodzi z pokoju i zamyka
za sobą drzwi.
Nagle
uświadamiam sobie, nie mogę żyć przeszłością! Muszę cieszyć się tym co mam...
Tylko co ja mam? Nic, wszystko co miałam zostało mi odebrane, ale warto spróbować
tworzyć pozory szczęśliwej...
Idę do
szkoły, z lekkim uśmiechem po wczorajszym płaczu nie ma żadnych śladów. Nie
ślady są, wyryte w moim sercu na zawsze.
W autobusie
mijam Kamila, który patrzy na mnie ze zdziwieniem, ale idę dalej myśląc ile
ludzi jeszcze dzisiaj oszukam, ile ludzi da się zwieść pozorom... Padam na
tylne siedzenie i cały czas z uśmiechem przylepionym na ustach, jadę, patrzę na
znikające mi obrazy budynków. Na pewnym przystanku dosiada się on... Nasze
spojrzenia się spotykają. Wypuszcza torbę. Moja twarz z radosnej zmienia się w
przerażoną, ludzie patrzą na nas ze zdziwieniem. Wstaję i wychodzę z autobusu,
idę przed siebie, nie wiem gdzie, nie wiem po co, ale idę...
I przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem, jest on dosyć krótki, ale nie jestem w stanie napisać nic więcej. Wiem, że nie jest idealnie, sceny są niedopracowane, ale cały czas lekko choruje i nie dam rady (jak już pisałam) wymodzić nic więcej. Początek jest nawet, nawet, bo pisałam go już kiedyś, ale końcówkęmusiałam zmienić i wyszło takie coś. Ale to Wy oceniacie i koniecznie napiszcie o Waszych wrażeniach w komenatrzach :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz